niedziela, 27 listopada 2011

Mądrość




Szukałam Jej w księgarniach i bibliotekach.
Nie przyszła,
żeby rozwiązać życiowe supły
dojrzałych do gniewu konfliktów.

Szukałam Jej w inteligencji, elokwencji i intuicji.
A sploty złośliwych dróg
zaśmiewały mi się w twarz.
Do łez.

Chciałam Jej poszukać w dostatku,
ale skarby tego świata
drwiły sobie z uczciwości.
Były za daleko małych, ludzkich spraw.

Zrezygnowana pomyślałam, że nie znajdę Jej
w tym olbrzymim, modelowym świecie.
Wybaczyłam sercu porażkę
i zajęłam się zgłębianiem Miłości.

I wtedy Ona przyszła sama. Taka cicha i skromna.
Przysiadła sobie o brzasku na progu mojej biedy.
Oczarowała mnie prostotą serca.
I pomogła zrozumieć historię Salomona.

Jesienny taniec marzeń



Pochowały się marzenia
w sadzie za drzewami.
Rozłożyły swe pragnienia
między opłotkami.

Pochowały się marzenia
w nieużytkach w lesie.
A już tęskną pieśń miłosną
wiatr jesienny niesie.

Hej, marzenia, niedorajdy,
zawróćcie w pół drogi!
Tyle szczęścia, ile z wami
tańczyć chcę, niebogi!

Pochowały się marzenia
na krótko przed burzą.
Trzeba zdjąć je z krzaków ostu,
jeszcze się rozchmurzą.

Ile marzeń tu ukrytych
znajdziesz w tej tarninie!
Ile wspomnień, ile westchnień
pląsa w dzikim winie!

Hej, marzenia zapomniane,
wychodźcie z ukrycia!
Spójrzcie śmiało, co przebrzmiało.
Czas ucieka! Szkoda życia!

Roztańczyły się marzenia
depcząc dawne znoje!
A do tańca zaprosiły
dzikie bluszcze i powoje.

Liście tańczą uroczyście.
Krzewy tupią zamaszyście.
Tańczy pole z ugorami,
niespełnione za domami.

Tańczy jesień rozzłocona,
kasztanami ozdobiona.
Tańczą liście przebarwiane,
raz szczęśliwe, raz niechciane.

Hej, marzenia, niewiniątka,
nie schodźcie mi z drogi.
Chcę przetańczyć dzisiaj z wami
całą noc, niebogi!

Roześmiały się marzenia,
roztańczone już na dobre.
Wiatr jesienny im wtóruje,
skocznie, zwiewnie i swawolnie!

Tańczą z nimi jarzębiny,
leśne głogi i tarniny.
I przydrożne dzikie róże.
I powoje na tym murze.

Hej, marzenia niespełnione!
Zawróćcie w ćwierć drogi!
Wszystkie klęski, porzucenia
przetańczcie, niebogi!

Tańczą osty, pełne złości.
Nucą pieśni o miłości.
Tańczą brzozy ledwo żywe,
prawie nagie, trochę krzywe.

Tańczą myśli, słowa, czyny,
tańczą listy do dziewczyny.
I złamane serce twoje.
I występki. I wyboje.

Pląsa z nimi ludzkie życie,
na wpół jawnie, na wpół skrycie.
Pląsa wespół cały świat,
z marzeniami za pan brat!

A do tańca im przygrywa
melancholia dość leniwa.
Wiatr jesienny nuty zbiera,
z rąk wypuszcza, poniewiera.

Hej, marzenia oniemiały!
Zwiewne suity słuchać chciały.
O miłości, o swawoli,
co rozgłosił świat do woli.

Pokłóciły się marzenia
w sadzie za drzewami.
Znowu smutno jest jesienią
między opłotkami.

Pochowały się marzenia
na dobre przed zimą.
Może znowu ktoś je znajdzie
pod tą oziminą.

 





Salto w teorii


Byłam człowiekiem już wcześniej.
Co to znaczyło, że musiałam się
na nowo narodzić.
Ona jeszcze nie jest, szeptali inni.
Lunatykuje i ciągle przesypia
swoje życie.
Dopiero później zrozumiałam,
że nic nie wiem.
I zrobiłam co do mnie należało:
odnalazłam teorię doskonałą.
Leżała sobie na półce,
między książkami, zakurzona.
Wystarczyło zrobić miejsce i poprosić
serce o zgodę.
Wydaje mi się, że ono tylko na to
czekało.  Salto to za mało,
to było jak brak powrotu na ziemię...